Sztuka negocjacji – jak dzięki działalności społecznej nauczyłem się przekonywać ludzi?
Hej! Chciałbym się podzielić tym, jak dzięki działalności w Młodzieżowej Radzie Miasta nauczyłem się sztuki negocjacji i przekonywania ludzi. Jak się okazało, to nie jest czarna magia – to po prostu trochę zdrowego rozumu, otwartości i chęci słuchania drugiej strony.
Zrozumieć potrzeby innych
Kiedy zaczynałem przygodę z radą, byłem przekonany, że skoro mam „dobry pomysł”, to każdy od razu się zgodzi. Szybko jednak zobaczyłem, że każdy ma inne priorytety – ktoś woli więcej wydarzeń kulturalnych, ktoś inny chce inwestować w boiska czy place zabaw. Zamiast naciskać, zacząłem pytać: „Co dla Ciebie jest najważniejsze?”, „Na czym Ci zależy?”. Dzięki temu mogłem dostosować swoje propozycje tak, aby odpowiadały potrzebom większej liczby osób. Gdy widzą, że zwracasz uwagę na ich zdanie, chętniej zgadzają się na kompromisy.
Przygotowanie merytoryczne – proste, ale konkretne
Nie musisz znać wszystkich teorii negocjacji na pamięć, wystarczy, że dobrze przygotujesz swoje argumenty. Kiedyśmy pracowali nad projektem organizacji festynu dla młodzieży, zebrałem najważniejsze punkty w formie kilku krótkich slajdów: koszty, potencjalne miejsca, korzyści dla miasta, zainteresowanie młodzieży. Zauważyłem, że kiedy inni widzą konkretne liczby i dane (choćby w kilku punktach), trudniej jest im się sprzeciwić lub przemyśleć to na spokojnie. Ważne jest, by nie przesadzać z rozmachaniem – wystarczą trzy–cztery kluczowe fakty.
Słuchanie i empatia – czyli dlaczego „dalej, ja Cię słucham” działa cuda
Największe wpadki przychodzą wtedy, kiedy ktoś czuje, że jest ignorowany. Raz zdarzyło się, że podczas sesji rady duża grupa radnych sprzeciwiła się mojemu pomysłowi na warsztaty teatralne dla młodzieży. Zamiast od razu bronić swojego zdania, zaprosiłem zainteresowanych na krótką „pogawędkę” po posiedzeniu i zadawałem pytania: „Dlaczego uważacie, że to nie wypali?”, „Co byście zmienili, żeby to miało sens?”. Po kilku minutach rozmowy okazało się, że obawiali się, iż projekt będzie zbyt kosztowny, a grupa teatralna nie znajdzie wystarczającego wsparcia. Po przedstawieniu uproszczonego budżetu i pokazaniu kilku przykładów działań z innych miast udało się ich przekonać – bo poczuli, że traktuję ich poważnie i chcę faktycznie znaleźć rozwiązanie.
Negocjacje to nie wyścig – daj sobie i innym czas
Pamiętam, że kiedyś bardzo się denerwowałem, bo chciałem wszystko „od razu”. Projekt ekologicznych zajęć w szkołach był według mnie super pomysłem, ale część rady wolała poczekać na wyniki dotacji, zanim zaczniemy. Zrozumiałem, że czasem trzeba dać przestrzeń, żeby druga strona mogła „przetrawić” temat. Przerwa, krótka przerwa na kawę czy po prostu odłożenie decyzji o tydzień potrafią zdziałać cuda. Za kilka dni większość osób wracała z gotowością do rozmowy.
Budowanie relacji poza salą posiedzeń
Ważne jest, żeby ludzie wiedzieli, że jesteś „po drugiej stronie stołu” nie tylko wtedy, gdy drążysz tematy rady. U nas dobrze sprawdziły się krótkie spotkania integracyjne, wyjście na miasto, wspólna kawa czy grill po sesji. W luźniejszej atmosferze członkowie rady byli bardziej otwarci na propozycje – bo znali mnie też jako kumpla, a nie tylko jako tego „poważnego radnego”. To zaufanie procentuje, gdy przychodzi moment trudnych uzgodnień.
Kompromis – klucz do sukcesu
Na początku myślałem, że kompromis to oznaka porażki („To ja rezygnuję z mojego pomysłu”). Teraz widzę, że to właśnie ten moment, gdy obie strony wygrywają choć trochę. Gdy planowaliśmy budżet na działania młodzieżowe, część z moich wniosków odpadła, ale dzięki ugodzie udało się wygospodarować środki na część projektu, a resztę zrobiliśmy jako fundraiser w lokalnych firmach. Dzięki temu mieliśmy i wsparcie rady, i środki od społeczności. Tak naprawdę czasem więcej zyskujesz, gdy trochę odpuścisz, a druga strona poczuje, że też coś „ma”.
Responses